Wszystko zaczęło się dwadzieścia lat temu. Dotychczas wszystkie państwa żyły sobie w miarę pokojowo. Aż do tego czasu.
Cała wojna miała swój początek w elfich państwach. Alalea, Elenduria, Adurna i Kaz' Reed. Alalea była krainą mlekiem i miodem płynącą. Choć jej mieszkańcy byli raczej, nie ma jak inaczej określić lekko nadęci, ich król lubił inne państwa. Ród Ordornów od samego początku przewodził tym krajem. Tymczasem w Kaz' Reed z nieznanych powodów król Asgard przyjął do siebie siły ciemności. Najstraszniejsze demony tego świata zamieszkały w nim. Ogarnięty nienawiścią do obecnego króla Alalei, Elronda, zaatakował sąsiadów. Wraz z wampirami i wilkołakami doprowadził do ogromnego rozlewu krwi. Ratując swe państwo rodzina królewska oddała swoje życie. Cała... niemal cała. Przeżyły dwie młode księżniczki, córki Elronda. Ale te zniknęły... zaginęły. Asgard musiał wycofać się z ruin Alalei, bo smoki będące w przymierzu z elfami, wezwały swych dzikich pobratymców. Gdy tylko najeźdźcy odeszli.... zniknęły. Na ruinach Alalei żyją wciąż Alalejczycy. Większość otumaniona i przygaszona po wojnie. Niczym lunatycy. Niektórzy z nich, czujący się na siłach, zbiegli na tereny niczyje bądź do Elendurii. O tak, Alalejczycy byli wręcz fanatycznie przywiązani do rodu królewskiego.
Widząc, co dzieje się u sąsiadów, Elenduria i Adurna stworzyły obóz, wraz z aniołami i nimfami przeciwstawiając się przeciwnikom: mrocznym elfom, wampirom i wilkołakom. Niestety, obydwie strony mają taką samą siłę. Dlatego trwają usilne poszukiwania księżniczek Alalei, by obudziły swój kraj z letargu i wezwały smoki. A wtedy wojna będzie się mogła zakończyć. Kwestią jest, do której strony się przyłączą? Czy będą kontynuowały wolę ich przodków?
Tymczasem, wciąż szukając zaginionych, dwa wrogie obozy poszukują drogi do większej siły i do naruszenia jedności przeciwnika. Jakimkolwiek sposobem i kosztem.
Rzeż Alalei miała miejsce dwa lata temu...